Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lubelski Lipiec kobiet. „Nie chciały być na świeczniku, na pierwszym miejscu stawiały wspólnotę”

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz
Jan Trembecki/Teatr NN
Zofia Bartkiewicz, Urszula Radek, Wiesława Karykowska, Danuta Winiarska, Anna Samolińska - to tylko niektóre bohaterki Lubelskiego Lipca’80. Andrzej Sokołowski: „Dzięki kobietom nie poszliśmy od razu w politykę”.

- Mówi się, że lipcowe strajki zaczęły się „od kotleta”. To oczywiście uproszczenie, ale prawdą jest, że trudności i wysokie koszty życia na początku lat 80. najbardziej dotykały właśnie kobiety, bo to one dbały o dom, zaopatrzenie, domowy budżet - mówi Jolanta Prochowicz, filozofka, filolożka, feministka, członkini Zarządu Fundacji Camera Femina. W ramach działań Innej Fundacji oprowadzała spacery śladami kobiet Lubelskiego Lipca.

Wśród najbardziej znanych kobiecych postaci Lubelskiego Lipca są nieżyjące już uczestniczki-symbole strajków w WSK PZL Świdnik: Zofia Bartkiewicz i Urszula Radek.

- Oczywiście kobiet było więcej, ale to były dwie bardzo znaczące osoby. Zofia była tam od samego początku, kiedy ludzie zbierali się pod biurowcem. To ona pierwsza wystąpiła, powiedziała, że nie wychodzimy, że to władze mają do nas przyjechać. Urszuli podpis figuruje na porozumieniu między strajkującymi, a dyrekcją zakładu - wspomina Andrzej Sokołowski, uczestnik strajków 1980 roku, działacz regionalnej „Solidarności”.

Jak czytamy na stronie historia.swidnik.net treść wystąpienia Zofii Bartkiewicz była mniej więcej taka: „Słuchajcie mnie uważnie, mówię do Was jako członek partii i radna (…) My tego się inaczej nie dobijemy, tylko wspólnie, razem. (…) pamiętajcie, nie dajmy się skłócić, jesteśmy wszyscy pracownikami. Wasze żony i matki stojące również tu z nami, są przecież pracownicami biurowca, a wy, nasi synowie, mężowie i ojcowie, stoicie przy maszynach, ale razem tworzymy jedną, wspólną rodzinę. Pamiętajcie, że zakład jest nasz i musimy o niego dbać. Nie może zginąć ani być zdewastowany (….). Zbigniew Puczek, pracownik działu administracyjnego, który też wówczas przemawiał (razem z Zofią Bartkiewicz zostali wybrani przez strajkujących do rozmów z dyrekcją), wspominał później: „ona dokonała tego, że załoga zrozumiała, iż w jedności siła i zwycięstwo”.

Urszula Radek była członkinią Komitetu Strajkowego. „Swoją czynną postawą wpłynęła na przyłączenie pracowników umysłowych WSK do strajku prowadzonego przez robotników” - pisze Piotr R. Jankowski w tekście historia.swidnik.net. Później negocjowała porozumienie z władzami. Jak opowiadała, były to ciężkie rozmowy, bo pracownicy nie mieli doradców ani doświadczenia. Co czuła, kiedy ludzie wrócili do pracy? „Dumę, że tak mądrze żeśmy to przeprowadzili. Jako pierwsi w Polsce” - mówiła w 2010 roku Dziennikowi Wschodniemu.

- Kobiety cały czas nam pomagały, mimo że to na ich barkach spoczywały obowiązki domowe, dzieci. To dzięki kobietom nie poszliśmy od razu w politykę. To one były motorami tego, żeby nastawić się na postulaty socjalne, płacowe. Zależało nam przede wszystkim na zakładzie, na tym, żeby była praca – zaznacza Andrzej Sokołowski. - Potem, kiedy powstała Solidarność, kobiety też bardzo aktywnie w tym procesie uczestniczyły. Zosia była wiceprzewodniczącą Komisji Zakładowej „Solidarności”. Urszula z Lidią Popiel zajmowały się sprawami socjalnymi, zaopatrzeniem, nie tylko dla zakładu, ale i dla całego miasta – wspomina.

Urszula Radek „w latach najgłębszego kryzysu koordynowała organizowanie pomocy dla najuboższych rodzin” - pisze Piotr R. Jankowski. I dalej: „Stan wojenny spowodował, że wielu działaczy „Solidarności" znalazło się w obozach dla internowanych i więzieniach. Rodziny tych osób niejednokrotnie znajdowały się w bardzo trudnej sytuacji. Urszula Radek niosła im pomoc materialną i wsparcie duchowe”.

Głos społeczności

- Kobiety w czasie lipcowych strajków i także później, zajmowały się wieloma aspektami działalności. W podziemnych strukturach tworzonych przez pracowników i pracowniczki UMCS powstawała np. gazetka dla dzieci z ręcznie wykonywanymi rysunkami. Za cel stawiała sobie wychowanie obywatelskie i objaśnianie najmłodszym tego, co się dzieje – opowiada Jolanta Prochowicz. - Opowieści kobiet z tamtego okresu mają jeden wspólny mianownik - one nie były głosem swojego ego, ale głosem całej społeczności. Wykazały w czasie strajków zdolności negocjacyjne właśnie dlatego, że na pierwszym miejscu stawiały wspólnotę, której były częścią, zależało im na dobru całego zakładu. Poza za tym wiele z nich potrafiło świetnie mobilizować i integrować współpracowników. Wiesława Karykowska z FSC, kiedy inni chcieli już przerwać strajk, potrafiła ich powstrzymać, podtrzymać ducha walki – mówi Prochowicz.

W FSC jako pierwszy, 10 lipca w nocy, stanął wydział zwany „wykańczalnią”. Na zmianie pracowały same kobiety. Wiedziały, co się wydarzyło w WSK Świdnik. Boleśnie odczuły też skutki wprowadzonych podwyżek cen żywności.

- Akurat 10. była wypłata. Jak każda zaczęła przeliczać, na co musi wydać, to się okazało, że zabraknie na życie. I coś w nas pękło - wspominała w rozmowie z Kurierem Lubelskim Wiesława Karykowska, ówczesna pracownica służby zaopatrzenia, która była w grupie pracowników negocjujących porozumienie z dyrekcją.

Następnego dnia rano, kiedy ludzie przyszli do pracy, było już wiadomo – strajk. - Baliśmy się bardzo, bo nikt nie wiedział, co może nas spotkać. Ale wyłamywały się tylko jednostki. Zakładowy pierwszy sekretarz próbował nas straszyć – a to, że z pracy polecimy, a to, że dziecko do przedszkola nie pójdzie. Wreszcie, że stracimy mieszkania. Ale się nie ugięliśmy – opowiadała Karykowska.

Łączniczki

Jolanta Prochowicz przypomina, że rodząca się wówczas Solidarność opierało się mocno na dwóch filarach: - Robotniczym i akademickim. Specyfiką Lublina było to, że te środowiska działały wspólnie. Widzę w tym dużą zasługę kobiet, m.in. Danuty Winiarskiej (później Kuroń), która była łączniczką pomiędzy tymi dwoma światami.

Danuta Winiarska to jedna z czołowych działaczek solidarnościowego podziemia. Studiowała na KUL, w latach 70. związała się ze środowiskiem lubelskich „Spotkań”. O pierwszych miesiącach w „Solidarności” tak mówiła portalowi ngo.pl: „Strasznie się bałam, że moja aktywność zostanie zredukowana do parzenia herbaty. Siadałam przy maszynie do pisania i kiedy ktoś mnie prosił o tę herbatę, odpowiadałam, że nie mam teraz czasu, bo robię matrycę, ale jeśli sobie robi herbatę, to ja też poproszę. Udało się”. Redagowała m.in. Biuletyn Informacyjny „Solidarności”. W stanie wojennym pomagała internowanym i represjonowanym, drukowała podziemne biuletyny.

Do grupy takich „łączniczek” zalicza się też Anna Samolińska, która w okresie strajków lipcowych zajmowała się m.in. przekazywaniem informacji do zachodnich mediów. W ubiegłym roku została odznaczona medalem „Lublin Bohaterom” .

W cieniu

Jolanta Prochowicz zauważa, że po najgorętszym czasie strajków, wiele kobiet usunęło się w cień.

- To się działo dwutorowo: były odsuwane od procesu decyzyjnego i związkowych władz, ale też same raczej nie pchały się „na świecznik”. Przede wszystkim dlatego, że kierowały się kompasem słuszności, zależało im na wykonaniu konkretnego zadania. Nie miały w większości potrzeby stawania się później bohaterkami. Tymczasem narracja tzw. dużej polityki potrzebowała ikon, a to było wbrew kobiecemu stylowi działania. One walczyły w razem, przekonane, że rewolucje nie dzieją się w pojedynkę – mówi filozofka. - Z drugiej strony kobiety miały świadomość, że są traktowane mniej poważnie, marginalizowane. Danuta Winiarska powiedziała kiedyś: „My, kobiety, możemy sprawować władzę dotąd, dopóki udajemy, że jej nie mamy”. Kiedy współkierowała strukturami lubelskiej „Solidarności”, wymyśliła sobie więc męskiego zwierzchnika – niejakiego Abramczyka. Zdawała sobie sprawę, że jeśli będzie mówić tylko jako ona, kobieta, nie będzie uznawana. Przekonywała więc wszystkich, że dostaje polecenia od tego właśnie Abramczyka – opowiada Prochowicz.

Jolanta Prochowicz podkreśla, że kobiety odegrały wielką rolę w wydarzeniach Lipca’80 i późniejszej działalności „Solidarności”. - Tym bardziej przykre jest, że pomnik przy Drodze Męczenników Majdanka przedstawia wyłącznie zrywającego kajdany robotnika. Dobrze byłoby, gdyby kiedyś stanęło obok niego także robotniczka – zaznacza Jolanta Prochowicz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swidnik.naszemiasto.pl Nasze Miasto